substancja gotowa: ryby, grzyby, pszenica: istny raj dla szlachcica. Jedzie pan Cześnik lasem i podśpiewuje czasem. Na duszy mu wesoło, choć głucha noc wokoło. Puszcza w strasznej omroczy, jak mówią: wykol oczy; nic nie słychać, nie widać — i niema się co wstydać! - każdyby stchórzył w drodze w boru tak ciemnym srodze, lecz Cześnik, wojak stary, choć w kiesie ma talary, nie lęka się nikogo, śmiało kłusuje drogą. Nagle: wrzask, błysk wystrzału z tęgiego samopału! uderzenie maczugi — i Cześnik legł, jak długi! Na łeb zleciał z mierzyna, — aż tu mu trzos odpina zbój srogi, Madej niczem, z okudlonem obliczem; a drugi, ani pyta, kord i konia mu chwyta, a trzeci kontusz zdziera i sam się weń ubiera. W opresji tak straszliwej struchlał Cześnik poczciwy: Za szablę! — Niema szabli! — "Ratujcież, choćby djabli!"
Ledwo pomyślał, — ażci,
Cóż z tej całej napaści?